Co łączy Finlandię, Kolumbię, Japonię, Ugandę, Indie, Stany Zjednoczone i Zimbabwe? Zwyczajne życie. Mimo, że w każdym z tym miejsc jest diametralnie inne. Banalne? Nie zawsze.
Tomasz Michniewicz opowiada o życiu siedmiu osób z różnych stron świata. Nie trzyma się żadnego schematu; swobodnie lawiruje między historiami bohaterów, przy czym nie ma się wrażenia, że książka się rozsypuje; jest zadziwiająco spójna jak na tak zróżnicowany i tak bogaty materiał, z którego powstała. Jej głównym wyznacznikiem jest względna chronologia, choć należy tu położyć nacisk na słowo: względna. Czytelnik poznaje bohaterów, kiedy są dziećmi i, prowadzony niewidzialną ręką Michniewicza, towarzyszy im w ich dorastaniu, a następnie dorosłości.
Reporterski słuch Michniewicza wyławia najciekawsze życiowe momenty. Niekiedy zestawia je w większe rozdziały, niekiedy pozostawia myśl samą sobie. Często wyłapuje intymne przemyślenia, trudne decyzje, emocjonalne chwile, czasem po prostu przedstawia tło obyczajowe danego kraju. Bardzo cenne są fragmenty, w których porusza najbardziej „palące problemy”, takie jak dostęp do edukacji, możliwości zatrudnienia, różny poziom życia, warunki pracy i płacy, a także kłopoty socjologiczne, przede wszystkim te związane z rodziną.
Michniewicz jest dociekliwy, nie spłyca tematu i wie też kiedy się wycofać – albo żeby uszanować swojego bohatera, albo żeby rozbudzić w czytelniku ciekawość, albo też żeby uszanować zdanie czytelnika. I choć książka czasem jest na skraju obiektywizmu, to nie przekracza tej granicy, która skierowałaby optykę na postać reportera. Dzięki temu Chrobot, przy całej swej literackości, wpisuje się w literaturę faktu. Nawet jeśli Michniewicz kilkukrotnie subtelnie daje do zrozumienia, że każda opowieść jest subiektywna.
W każdym miejscu chrobot brzmi inaczej, dodam nawet – w każdych uszach brzmi inaczej, ale nadal pozostaje chrobotem.
Tomasz Michniewicz, Chrobot