Lars Vilks, szwedzki artysta, miał szczęście w nieszczęściu. Jedna z jego prac, Prorok Mahomet jako pies na rondzie, wzbudziła ogromne zainteresowanie – już sam tytuł sugeruje z jakiego powodu ilustracja rozpętała burzę. Vilks, jako artysta szukający zainteresowania (i przyzwyczajony do ostracyzmu), wreszcie stał się rozpoznawalny na całym świecie – można przypuszczać, że właśnie o to mu chodziło i do tego dążył. Natomiast wspomniane nieszczęście polega na tym, że od czasu, kiedy wystawił Proroka… na światło dzienne, nie może się czuć bezpiecznie. Środowiska islamskie wyznaczyły ogromną nagrodę za jego śmierć. Co prawda państwo szwedzkie stanęło na wysokości zadania i zapewniło mu absolutną ochronę, ale jest też i druga strona medalu – w ten sposób Vilks do końca życia został pozbawiony intymności oraz najzwyklejszej spontaniczności. Poza tym, społeczeństwo nie chce przebywać w obecności kogoś, kto potencjalnie jest tykającą bombą.
Sytuacja Vilksa była dla Orreniusa tylko pretekstem, by sięgnąć po wiele innych problemów. Reporter stworzył książkę-wizytówkę naszych czasów. Strzały w Kopenhadze dotykają newralgicznych aspektów życia we współczesnym społeczeństwie, tj. rasizm, nacjonalizm, terror, wolność słowa, tolerancja.
Siła tekstu Orreniusa tkwi w oddaniu bardzo skomplikowanego społecznego nastroju. Nastrój jest tu słowem-kluczem, jest czymś, co uzasadnia wrzucenie do jednego reportażu tak wielu gorących tematów i pytań, na które nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Reporter pociąga za wiele sznurków i jednocześnie nie zamierza wyplątywać ich z plecionki, która jest ich naturalnym środowiskiem. Wielowątkowość a nawet nieuporządkowanie bronią się w tej książce znakomicie. Dzięki nim Orrenius oddaje mechanizm funkcjonowania debaty publicznej.
Strzały w Kopenhadze zmuszają do myślenia, prowokują do zabrania głosu i są tak aktualne, że już bardziej aktualnie się nie da.
Niklas Orrenius, Strzały w Kopenhadze